[ad_1]
Pani Renata spod Opola jest miłośniczką starej motoryzacji. Kilka lat temu założyła stowarzyszenie pasjonatów zabytkowych pojazdów. Razem z mężem zakupiła kilka zabytkowych aut do renowacji. Niestety po oddaniu ich do mechanika, okazało się, że jedno z nich – zabytkowy Lublin z 1953 roku – przepadł.
ZOBACZ: “Interwencja”. Dowiedzieli się, że miasto chce ich sprzedać z kamienicą
– Pojechaliśmy z policją odebrać nasze samochody. Właściciel warsztatu pokazał jakąś starą budę i powiedział, że to ten – komentuje pani Renata Jakubowicz-Brozdowska.
– To nie jest tak, że ten samochód został sprzedany, bo na tamtą chwilę to nie był samochód państwa Brozdowskich. Pani Brozdowska miała u mnie pięć samochodów. Miała zapłacić, nie zrobiła tego – twierdzi Tomasz T., właściciel warsztatu.
Poszukiwania pojazdu
Pani Renata rozpoczęła poszukiwania pojazdu. Na portalu społecznościowym zamieściła informację dotyczącą jego zaginięcia. Jak mówi, to dzięki temu, w ciągu kilku dni wiedziała gdzie go szukać.
– Był pan, który niby był teściem nowego właściciela naszego zaginionego samochodu. Stwierdził, że auto zostało dawno sprzedane do Warszawy – mówi nam pani Renata.
– Prokuratura Rejonowa w Strzelcach Opolskich skierowała akt oskarżenia przeciwko panu Tomaszowi T. Pozostaje pod zarzutem między innymi przywłaszczenia mienia powierzonego: chodzi o samochód zabytkowy marki Lublin, rocznik 53 – informuje Daniel Kliś, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Opolu.
ZOBACZ: “Interwencja”. Oszust kupił na jego dane osobowe samochód. Kolosalne skutki
Śledztwo wykazało, że umowa, którą dysponują państwo Brozdowscy, jest prawdziwa. 10 lutego tego roku prokuratura wydała postanowienie o zwrocie samochodu małżonkom.
– Prokurator ustalił, iż faktycznym, prawnym właścicielem auta jest pan Zygmunt Brozdowski i nakazał zwrócić ten pojazd właśnie dla pokrzywdzonego. Z tym nie zgadzał się ostatni posiadacz tego pojazdu – pan Jarosław Sz. Zaskarżył postanowienie prokuratora o zwrocie pojazdu dla państwa pokrzywdzonych – wyjaśnia Daniel Kliś.
– Mniej więcej w połowie października mąż pojechał do Warszawy pod ten teren, gdzie nasz samochód miał zostać zabezpieczony. Auta już tam nie było – mówi pani Renata.
“Samochód ma ogromną wartość sentymentalną”
Dziennikarze “Interwencji” pojechali pod Warszawę, aby dowiedzieć się, gdzie jest sporny samochód. Na miejscu nie znaleźli ani auta, ani jego obecnego posiadacza. A ten od sierpnia tego roku wie, że musi wydać pojazd państwu Brozdowskim.
– Tylko dzięki temu, że skontaktowaliśmy się z sądem w październiku bieżącego roku dowiedzieliśmy się, że orzeczenie zostało wydane – wskazuje Grzegorz Krygowski, prawnik państwa Brozdowskich.
– Orzeczenie nie zostało doręczone, ponieważ państwo Brozdowscy nie byli stroną tego postępowania. Tam stronami była prokuratura rejonowa i skarżący – a skarżącym był Jarosław Sz. – podkreśla Daniel Kliś, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Opolu.
ZOBACZ: “Interwencja”. Nowy piec nie działa. Gwarancja im nie pomogła
– Otrzymaliśmy informację od sądu, że pojazd ma zostać wydany właścicielce, w związku z powyższym realizujemy to postanowienie. Przy czym w postanowieniu nie jest określona własność tego pojazdu – informuje Dominik Wilczek z KPP w Krapkowicach.
O tym, że sąd nie ustalił, kto jest właścicielem zabytkowego samochodu, państwo Brozdowscy nie wiedzieli, bo nie dostali tego postanowienia. Dziennikarze “Interwencji” dotarli do jego pełnej treści podczas spotkania z ojcem obecnego posiadacza pojazdu. Mężczyzna zapewniał, że samochód ma, ale założył sprawę o ustalenie prawa własności. Jest o co walczyć, bo wartość pojazdu to od 40 do 90 tysięcy złotych.
– Ja mam nadzieję, że finał tej sprawy będzie dla nas zadowalający. Samochód ma ogromną wartość sentymentalną, bo to był jeden z naszych pierwszych samochodów. Był na plakacie zapowiadającym nasz pierwszy zlot, a nie jest w moim posiadaniu – podsumowuje pani Renata.
dk/”Interwencja”
[ad_2]