[ad_1]
Rok temu pan Władysław ze Słupska postanowił kupić nowe auto. Ostatecznie w salonie samochodowym zdecydował się na auto używane z niewielkim przebiegiem.
ZOBACZ: “Interwencja”. Sprzedał auto. Po latach dostaje mandaty z Niemiec
– Na nowy samochód trzeba było czekać prawie rok. Za długo. Znalazłem więc taki samochód używany. Nikt mi nie powiedział, że ma jakieś usterki ukryte. Kupiłem za gotówkę – opowiada Władysław Kozłowski.
Kupił auto w salonie. Niespodzianka w dokumentacji
W historii pojazdu znajduje się zapis, z którego wynika, iż był on zgłoszony jako kradziony, a następnie odnaleziony. Mimo że w tej chwili jego status jest już jasny, to ten zapis powoduje, iż nie można go już wymienić na nowe auto.
– Po mojej prośbie przysłano mi historię tego samochodu. Kradzież zgłoszono w listopadzie, a odnaleziono w grudniu. On był w leasingu. Ja byłem u tego dealera, to nie chciał ze mną nawet rozmawiać – wspomina pan Władysław.
ZOBACZ: “Interwencja”. Odziedziczył po ojcu dom. Nie może do niego wejść
Ekipa “Interwencji” udała się do salonu sprzedaży:
Reporter: Zwrócił się do naszej redakcji pan Władysław. Kupił u was auto używane, roczne, kradzione – jak się okazało.
Przedstawiciel salonu: No, ale dobrze, pan był u nas w tej sprawie?
Pan Władysław: Tak, byłem.
Przedstawiciel salonu: Co zostało ustalone?
Pan Władysław: Nic, powiedział do mnie, że nie będziemy rozmawiać dalej.
Reporter: Czy wy wiedzieliście o tym, że ten samochód był kradziony?
Pan Władysław: Tego auta żaden serwis nie chce mi odkupić ani wycenić z uwagi na kradzież. Taką mam odpowiedź. Jedyne, co mi doradzono, to rozmowy z państwem, że oszukany byłem. Że wy powinniście mi dać godziwą cenę i odkupić ode mnie ten samochód.
Przedstawiciel salonu: My mogliśmy nie wiedzieć nawet.
Reporter: Kwestia tego, co wy wyjaśnicie między sobą, nie ma znaczenia w kontekście załatwienia sprawy z panem Władysławem. Wy ten pojazd musicie odkupić, bo to wy sprzedaliście mu z wadą prawną.
Pan Władysław: To już wasza wewnętrzna sprawa.
Do momentu wyemitowania reportażu salon nie odpowiedział na pytania redakcji. Jednak po interwencji obiecano rozwiązać sprawę w sposób zadowalający pana Władysława.
ZOBACZ: “Interwencja”. Wóz strażacki nie wyjedzie z remizy. Brama jest za wąska
– Sprzedający musiał o tym wiedzieć. Przecież miał dowód rejestracyjny, VIN. Jeżeli w Gdańsku mogli mi powiedzieć, tylko na podstawie VIN-u, że był kradziony, to znaczy, że każdy dealer mógł to zrobić. Zwracałem się do centrali w Warszawie i pisałem, że ja nie chcę żadnych spraw sądowych ani nagłośnień. Chcę załatwić sprawę ugodowo, ale nikt mi nie pomógł w tym – podsumował Władysław Kozłowski.
ass/
/ “Interwencja”
[ad_2]